Uwielbiam takie sytuacje :) W środę telefon: Aneta, sprawa jest. Dwa pierniczki, konie, w pudełeczku. Na piątek. Mogą być, ale malowane. Kto lukruje, ten wie, że lukrowanie musi, po prostu musi, być rozciągnięte w czasie. Ciasto piernikowe jest, za foremkę posłużyła miseczka o średnicy ~12cm, szybko ukręciłam lukier (teraz używam innego cukru pudru, jest taki miałki, że nawet nie muszę go przesiewać a mimo to tylka PME0 się nie zapycha :) - cudnie się z nim pracuje). Pierniczki upieczone, podsuszone, polukrowane czekały sobie 24 godziny na malowanie. Czwartek na najwyższych obrotach i do pędzli mogłam usiąść dopiero późnym wieczorem. No i konie.... Kiedyś, bardzo dawno temu, przeczytałam, że w malarstwie najtrudniejszymi tematami są woda i konie. Nie wiem na ile to prawda, mogę jedynie stwierdzić, że moje malowały się ciężko ;)
No i wyszły takie:
Podołałam?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz