Coraz częściej prosicie mnie o malowane pierniczki. Bardzo mnie to cieszy, przede wszystkim dlatego, że sama mogę się wtedy sprawdzić. A poprzeczkę podnosicie mi coraz wyżej :)
Tym razem dostałam fotografię z prośbą o umieszczenie jej na pierniku. Wiedziałam, że jak skończę to będzie pięknie. Nie myślałam jednak, że zanim to pięknie nastąpi, to będzie jeszcze cała gama mniej ładnych odczuć ;) No bo jedna sprawa to: koń. Druga: przemalowanie osoby, konkretnie - twarzy. To były dla mnie dwa wielkie wyzwania. Po drodze okazało się, że wyzwaniem jest też namalowanie liściastej korony drzewa i łąki. No i wyszło, że cały ten pierniczek był jednym wielkim wyzwaniem :) Kilka ładnych godzin spędzonych nad nim, rwane włosy z głowy, rzucanie mięsem. Frustracja, bezsilność ale w końcu zaskoczyło. I samo się skończyło malować :) Jestem z niego baaardzo, bardzo zadowolona. I dumna. Myślę, że jest piękny :) Oczywiście - widzę błędy, chciałabym poprawić to i owo. Ale to rzeczy, które są dla mnie ważne ale już nie definiują sposobu w jaki patrzę na całokształt.
Pokażę Wam mały kolaż z powstawania pierniczka.
Jak widzicie, zaczęłam od wykonania konturu konia i kobiety. Potem wypełniałam je kolorem. Podejście do twarzy kobiety robiłam kilkukrotnie - ostatnie poprawki jeszcze przed samą wysyłką. Malując drzewo, naniosłam różne odcienie zielonego, brązu i żółtego, trochę bieli. Aby nadać większą głębię koronie drzewa, zaznaczyłam cieniutkim pędzlem kontury liści. Efekt mnie zadowolił - ale generalnie jest to coś do dopracowania. Malując łąkę korzystałam z beżu, brązu, dodałam trochę zieleni, ale przede wszystkim fiolet (Wiltonowski - malując nim uzyskuje się cudny odcień, niestety już lukier barwi na coś szaroburego :/). Zaznaczyłam kwiaty, starałam się pokazać pojedyncze liście trawy. Wyszło tak:
Po wykonaniu zdjęć poprawiłam jeszcze twarz - starałam się usunąć cień spod nosa, który wyglądał jak wąs ;) Dodałam również trochę fioletu na łąkę. Całość pierniczka wykończyłam po brzegu łezkami z lukru. Tego już nie zdążyłam sfotografować. Pierniczek spakowałam w ozdobne białe pudełeczko z okienkiem i przewiązałam wstążką. Zabezpieczyłam dobrze folią bąbelkową, włożyłam do kartonu i wysłałam do klientki :)
Czekam na kolejne "malarskie" wyzwania :)
Pokażę Wam mały kolaż z powstawania pierniczka.
zdjęcia wykonywane telefonem na własny użytek - stąd kiepska jakość |
Jak widzicie, zaczęłam od wykonania konturu konia i kobiety. Potem wypełniałam je kolorem. Podejście do twarzy kobiety robiłam kilkukrotnie - ostatnie poprawki jeszcze przed samą wysyłką. Malując drzewo, naniosłam różne odcienie zielonego, brązu i żółtego, trochę bieli. Aby nadać większą głębię koronie drzewa, zaznaczyłam cieniutkim pędzlem kontury liści. Efekt mnie zadowolił - ale generalnie jest to coś do dopracowania. Malując łąkę korzystałam z beżu, brązu, dodałam trochę zieleni, ale przede wszystkim fiolet (Wiltonowski - malując nim uzyskuje się cudny odcień, niestety już lukier barwi na coś szaroburego :/). Zaznaczyłam kwiaty, starałam się pokazać pojedyncze liście trawy. Wyszło tak:
Po wykonaniu zdjęć poprawiłam jeszcze twarz - starałam się usunąć cień spod nosa, który wyglądał jak wąs ;) Dodałam również trochę fioletu na łąkę. Całość pierniczka wykończyłam po brzegu łezkami z lukru. Tego już nie zdążyłam sfotografować. Pierniczek spakowałam w ozdobne białe pudełeczko z okienkiem i przewiązałam wstążką. Zabezpieczyłam dobrze folią bąbelkową, włożyłam do kartonu i wysłałam do klientki :)
Czekam na kolejne "malarskie" wyzwania :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz